No więc zbyłam nieruchomość i znalazłam się przed decyzją co do kolejnego domu do przeprowadzki. Na dodatek powinien to być lokal tańszy wiele od tego, który właśnie sprzedałam, bo część mamony weszła do kieszeni mojego eksia. Toteż będzie to budynek mniejszy i przede wszystkim do naprawy. A restauracja to spory pasztet dla pani po rozwodzie.
Lecz jak pozostali umieją, to i ja dam radę. Mój wybór ograniczył się do trzech położeń, czyli Śląsk, okolice Buska Zdroju i Bieszczady. Na tych terenach stare nieruchomości są niedrogie. Wybrałam potężny gmach w Wielkopolsce. Gmach wielki, koniecznie za spory, z potężną działką, wcale za wielką jak na moje potrzeby. Lecz za to interesująco, wśród przyrody oraz w niebanalnym, bezludnym położeniu. No i zapoczątkowałam naprawy.
Wpierw po dwu dniach zamieszkiwania na miejscu sprawdziłam plan działania. Później zaczęłam umiejscawiać w okolicy odpowiednie przedsiębiorstwa instalatorskie. Pogadałam z paroma sąsiadami, paroma fachowcami od renowacji i wykluł mi się pomysł działania. Przeto wpierw wymiana dachu. Zdecydowałam się na blachodachówkę. Zrezygnowałam z oklejania styropianem elewacji i poddasza, ponieważ elewacje były z dwóch warstw z dziurą powietrzną, jaka spełniała funkcję termo-ochrony. A z wcześniejszego miejsca miałam zgubne obserwacje z materiałami ociepleniowymi, w jakich to myszy i wszelkie gronostaje robiły sobie podkopy i wylęgarnie, szpecąc całkowicie zewnętrzną warstwę budynku.
W drugiej kolejności okna i drzwi. Postawiłam na naprawę tych, które już były, które były wprawdzie krzywe, ale przynajmniej chroniły przed zawilgnięciem wnętrza, jak to robiły bardzo dobre nowoczesne wynalazki. Tymczasem remont instalacji z prądem i hydrologicznej i wymiana ścieku na oczyszczalnię ścieków, mój ukłon w stronę współczesności. Później załatanie dziur w tynku oraz pokrycie farbą ścian zewnętrznych i ścian w pokojach willi. W ten sposób budynek zaczął być piękny i był przydatny. Mogłam na koniec zająć się tym, czemu mogłam podołać w pojedynkę, to znaczy dekoracją pokoi.